
Trzeci odcinek ósmego sezonu – sam środek finału historii. Wyreżyserowany przez Miguela Sapochnika, odpowiedzialnego za tak świetnie przedstawione bitwy jak Bitwa Bękartów czy też Bitwa pod Hardhome. Kręcony przez 55 dni i zapowiadany jako wielkie widowisko dla oczu i serca… Czy rzeczywiście taki był?
Uwaga – spoilery!
Jak chyba wszyscy fani „Gry o tron” z wytęsknieniem czekałam na ten odcinek. Informacje, które pojawiały się w sieci zwiastowały naprawdę kawał spektakularnego widowiska, ogrom emocji i wielką niewiadomą – kto zginie. Niestety nie jestem w pełni usatysfakcjonowana tym, co zobaczyłam, a z uczuć, które mi towarzyszyły podczas oglądania górowało… rozczarowanie. Ale zacznijmy od początku…
Biali Wędrowcy nadciągają
A właściwie to, czy na pewno? Powiem szczerze, że to, że Dothrakowie rzucili się na niewidocznych jeszcze Nieumarłych, trochę mnie zaskoczyło. Cała reszta została z tyłu, a Dothrakowie zaczęli dosłownie gasnąć. Tak jakby po prostu mieli zostać mięsem armatnim i finalnie zasilić armię Nocnego Króla. Po obejrzeniu tego miałam w głowie myśl: WTF?!
W ogóle nie do końca rozumiałam też pomysł wystawienia części wojsk przed Winterfell, by potem w popłochu zagonić ocalałych (wraz z truposzami, którzy przedostali się wraz z nimi) na dziedziniec zamku. Czy Daenerys i Jon naprawdę wierzyli, że uda im się pokonać wroga przed murami? Kiedy to właśnie mury dawały im jakąś przewagę nad najeźdźcami. Niby dzięki temu mogli podpalić barykady, ale w sumie niestety nie na wiele się one zdały…
Wsparcie na polu walki
Całkiem miłym zaskoczeniem było przybycie Melissandre i jej wsparcie dla Dothraków poprzez podpalenie ich sierpów. Szkoda, że tak szybko ich płomień zgasł po bezmyślnej szarży na wroga…
Okazuje się jednak, że czerwona kapłanka będzie jeszcze pomocna. Podpala też barykady, kiedy Daenerys nie widzi znaku dawanego przez Sir Davosa, by zrobił to jej smok. Później po spotkaniu z Aryą, tak jakby motywuje ją do dalszego działania. Dodatkowo rzuca dwa sytuacyjne, doskonale nam znane cytaty: do Szarego Robaka mówi „Valar Morghulis” („Wszyscy muszą umrzeć”), na co ten odpowiada „Valar doheris” („Wszyscy muszą służyć”), a do Aryi „Co mówimy bogowi śmierci?”, na co odpowiada „Nie dzisiaj!”. Jest to nawiązanie do pierwszego sezonu, kiedy Arya pobiera nauki u Syrio Forela w czerwonej Twierdzy. Prawdopodobnie gdyby nie wsparcie Melisandre w bitwie, wszystko skończyłoby się o wiele szybciej i przede wszystkim zwycięstwem Nieumarłych, a Arya nie miałaby wystarczająco czasu, aby dotrzeć do Nocnego Króla. Ale do tego spotkania powrócę trochę później.
Zdecydowanie ciekawą sceną było skradanie się Aryi w bibliotece, by umknąć plączącym się tam truposzom. Tutaj czuć było napięcie, emocje i szczerze kibicowałam Aryi. aby udało jej się wymknąć. Później na ratunek przyszli jej Beric Dondarrion, który zdecydowanie zachował zimną krew i Ogar z pewnymi wahaniami i załamaniem na polu bitwy. Aryę udało się uratować, niestety Beric poniósł najwyższą cenę – po śmierci nie powrócił do życia tak jak stawało się to poprzednimi razy.
Heroiczna śmierć
Jak wszyscy się raczej spodziewali w tym odcinku zginęło kilku bohaterów. Nie były to jednak tak spektakularne i zaskakujące odejścia, jak np. Neda Starka pod koniec pierwszego sezonu.
Piękną i wzruszającą śmierć poniosła według mnie Lyanna Mormont. Ta mała dziewczynka zdołała pokonać wielkiego olbrzyma Wun Wuna, wbijając mu sztylet w oko. Moment, w którym biegła na wroga, kiedy było słychać jej dziecięcy jeszcze krzyk… To była dobra scena.
Niestety dołączył do niej Jorah, który poległ broniąc Daenerys. Prawdę mówiąc do tej śmierci mogło nie dojść, gdyby Dany po nieudanej próbie spalenia Nocnego Króla, odleciała na smoku, a nie czekała na ziemi, aż oblezą go Nieumarli… Dzięki temu jednak Jorah mógł w spektakularny sposób zginąć za swoją królową. Był to wzruszający moment. Mimo błędów, które popełnił Joraha w trakcie całej opowieści, naprawdę go polubiłam i zrobiło mi się smutno, że odszedł.
Podobnie odczucia mam wobec Theona. Chociaż jego szarża na Nocnego Króla wypadła dosyć żałośnie i skończyła dla niego tragicznie, to jego śmierć poruszyła. Do przewidzenia było, że Theon zginie, kiedy tylko zaoferował się, że będzie trwał z Branem w gaju w oczekiwaniu na Nocnego Króla. Na szczęście na koniec myślę, że uzyskał swego rodzaju odkupienie. Kiedy próbował przeprosić Brana i prosić go o wybaczenie za wszystko, co zrobił, Bran nie chował do niego urazy, mówiąc, że jego czyny doprowadziły go właśnie tam, gdzie powinien być. Na koniec nazwał go również dobrym człowiekiem. Myślę, że dla Theona wiele to znaczyło. Szkoda jednak, że tak właśnie skończył.
No i na koniec zostawiam sobie Melisandre, która w tym odcinku zdecydowanie mi się podobała i powiem szczerze szkoda mi było patrzeć, jak zdjęła swój naszyjnik, pozwalając ujść młodości z jej ciała, ustępując śmierci. Wypełniła to, co było jej przykazane i odeszła.
Coś tu poszło nie tak
Ogółem cały odcinek oglądało mi się dosyć ciężko, bo prawie wszystkie sceny były ciemne. Rozumiem, że bitwa odbywała się nocą, ale widz powinien móc obejrzeć wszystko nie nadwyrężając wzroku. Czy naprawdę nie dało się tego odcinka trochę doświetlić, nie tracąc wrażenia starcia po ciemku? Przez to tak naprawdę trudno było zobaczyć tę walkę, a wszystko trochę zlewało się w chaotyczne machanie mieczami. W pewnym momencie nie do końca wiedziałam, kto gdzie jest.
Druga sprawa to uznanie krypty jako miejsce bezpieczne. Po pierwsze w razie przegrania bitwy przez obrońców Winterfell i tak wszyscy ukryci w krypcie by zginęli – w tym Tyrion, którego tak bardzo chciano ochronić i Sansa. Tak naprawdę nie mieli oni żadnej szansy na ucieczkę w razie czego. Byli w pułapce. No i druga sprawa – wiadomo nie od dziś, że Nocny Król potrafi wskrzeszać zmarłych, by mu służyli. Umieszczanie ludzi w krypcie pełnej trupów Starków… No hmm… Dziwne, że wyleźli ze swoich grobów. Prawdopodobnie miało to na celu podbicie emocji i pokazanie, że ta walka jest beznadziejna, ale… Coś tu nie tak.
No i trzecia sprawa – z poprzednich odcinków z tego, co pamiętam, wynikało, że Nocnego Króla nie parzy ogień smoka. Daenerys wyglądała na mocno zaskoczoną tym faktem po tym jak namiętnie i wytrwale próbowała go zgrillować. Wrócę tutaj też do momentu śmierci Joraha. Gdyby Matka Smoków od razu wzbiła się w powietrze, a nie czekała aż Nocny Król wskrzesi swoich wojowników, prawdopodobnie nie doszło by do utraty przez Joraha życia. Rozumiem, że w jakiś sposób chciano, by życie Daenerys znalazło się w niebezpieczeństwie, ale to mi jakoś nie zagrało.
Gra o tron – wielkie oczekiwania wobec wielkiej bitwy
Zdecydowanie ekipa HBO postawiła sobie wysoko poprzeczkę. Niestety mam wrażenie, że tym razem trochę zawiedli. Wszyscy czekaliśmy na epicką, spektakularną, poruszającą serca finałową bitwę, a otrzymaliśmy ciemną, niewyraźną, często nielogiczną potyczkę. Sama śmierć Nocnego Króla także rozczarowuje. Nie wiadomo, jak Aryi udało się do niego dotrzeć. Pojawiła się znikąd, jakby otaczająca Króla horda trupów nie istniała. Jego śmierć także nie była spektakularna – Arya po prostu raz go dźgnęła, a ten wraz ze swoją niepokonaną do tej pory armią, rozpadł się na kawałeczki. To, że to Arya zabiła Nocnego Króla było swego rodzaju zaskoczeniem, bo spodziewałam się, że jednak Jon w jakiś sposób zdoła do niego dobiec, ale można było to lepiej dopracować.
Swoje uczucia wobec tego odcinka określiłabym jako mieszane. Zaczynałam oglądanie z niemałym podekscytowaniem, a skończyłam z lekkim zawodem, niesmakiem i myślą „To wszystko?”. Wątek z tym strasznym, niesamowicie silnym, niepokonanym Nocnym Królem ot tak się skończył… Czuję niedosyt i mam wrażenie, że mało było „Gry o tron” w tej „Grze o tron”. A szkoda, bo było na czym pracować.Mimo to oczywiście obejrzę kolejny odcinek, mając nadzieję na ciekawy rozwój zdarzeń i zakończenie, które spełni nasze oczekiwania. Prawdopodobnie teraz powrócimy do Cersei i pozostałe trzy odcinki skupią się na walce właśnie z nią o Żelazny Tron.
Zapraszam do przeczytania wpisów o pozostałych odcinkach:
Gra o tron – 1. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 2. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 4. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 5. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 6. odcinek 8. sezonu
Jestem mamą Krzysia i Zuzi oraz żoną Darka. Uwielbiam książki fantasy, postapo, seriale Netflixa i Outlandera. W wolnych chwilach lubię pograć na konsoli lub w jakąś planszówkę (Agricola <3). Praktykuję jogę.
To powinno byc tamto powinno byc, denerys powinna tak a nie inaczej.
Czy autorka artykulu nie rozumie ze podczas bitwy towarzyszą dosc „wygorowane” emocje i czlowiek nie mysli jak powinien, na tym polega walka podczas wysokiej adrenaliny.Gdyby wszystko bylo jak sobie widz zazyczy, wtedy kino nie mialo by mniejszego sensu. Niema co debatowac jaki wszystko powinno miec przebieg, odcinek trzeci nakrecony mistrzowsko ! kunszt tego rodzaju kina. – co do ciemnych scen, ja nie mialem problemu, a posiadam telewizor HDR bez 4K. Dzieki,
Cieszę się, że Ty nie miałeś problemu. U mnie niestety wystąpił, o czym napisałam ;)
Wyraziłam swoją opinię, co mi nie zagrało, a co mi się podobało. Dzięki, że wyraziłeś swoją. Pozdrawiam :)
Ja bardzo się zawiodłam na tym odcinku. Zdecydowanie spodziewałam się czegoś więcej niż masy ciemnych, niezrozumiałych ujęć.
Ja też! Pierwszy raz jestem tak rozczarowana odcinkiem „Gry o Tron”. Teraz jak jeszcze sobie przescrollowałam wpis, to mimo, że starałam się wybrać jak najlepsze ujęcia, to na screenach nic nie widać :/ A tłumaczenia twórców serialu odnośnie tej ciemności są po prostu słabe.