Po dosyć ciemnym, z pewnymi błędami logicznymi 3. odcinku 8. finałowego sezonu „Gry o tron”, nadszedł czas ciąg dalszy historii. Nocny Król został pokonany, a w grze zostały dwie twarde władczynie i jeden bękart z Północy, który twierdzi, że korony nie chce. Czy rzeczywiście?

Uwaga – spoilery!

Czwarty odcinek finałowego sezonu nosi tytuł „The Last of The Starks” i dzieli się na dwie części – pierwsza przedstawiająca krajobraz po bitwie o Winterfell, druga spotkanie z Cersei. O ile ta pierwsza całkiem mi się podobała i w miarę trzymała kupy, o tyle druga trochę mnie znowu rozczarowała. Ale od początku…

Krajobraz po bitwie o Winterfell

Muszę powiedzieć, że początek tego odcinka sprawił, że trochę zaszkliły mi się oczy, a serducho się ścisnęło. Ostatnie pożegnanie Joraha, Theona, Lyanny Mormont i innych poległych w walce poruszyło mnie. Żal i smutek, jaki odczuwali bohaterowie jakby przebił się przez ekran i uderzył też mnie. Mimo, że może ani Jorah, ani Theon nie byli moimi ulubionymi postaciami w serialu, zrobiło mi się smutno, widząc ich pożegnanie. Zastanowiła mnie jednak inna rzecz. Ponoć zarówno Daenerys, jak i Północ straciła połowę swojej armii, co dawało kilka-kilkanaście tysięcy osób. Na stosach pogrzebowych zdecydowanie tyle nie było. Może taki pochówek miał być symboliczny i objął tylko część poległych? A może to niedopatrzenie twórców?

Po spaleniu ciał, ci, którzy przeżyli zabrali się za świętowanie zwycięstwa. Był to całkiem miły moment, chociaż powtarzalny względem drugiego odcinka. Miało tu miejsce ponowne domknięcie pewnych wątków, zacieśnienie relacje, wspominki. Starzy przyjaciele zasiedli wspólnie do biesiadowania i zabaw.

Dodatkowo pokazane zostało, że Daenerys nie do końca pasuje do tego miejsca (łącznie z jej kubkiem ze Starbucksa ;) ). O ile w Wolnych Miastach miała posłuch i poparcie ludu, o tyle w Siedmiu Królestwach popularność mają „swoi”, do których zdecydowanie należy Jon Snow. Widać, że ludzie go kochają, a on sam ma w sobie coś, co pozwala mu porywać tłumy. Daenerys jest tą obcą. Podejmuje nawet dosyć desperacki krok, prosząc Jona, aby zapomniał o tym, czego dowiedział się o swoim pochodzeniu i nikomu o tym nie mówił. Wyznaje, że wolałaby tego nie wiedzieć, móc dalej z nim żyć, kochać go i dążyć do Żelaznego Tronu. Mimo zapewnień Jona, że nie jest zainteresowany koroną, Dany obawia się jego pochodzenia. Pojawia się tu także problem wiążącego ich uczucia – Targaryenowie w przeszłości często wiązali się z członkami swojego rodu, Jon jednak wychowany został przez Starków i raczej widać, że dla niego pokrewieństwo z Daenerys jest przeszkodą w stworzeniu związku.

Gra o tron
Zwróćcie uwagę na kubek przed Daenerys ;)

Sansa – wytrawny polityk?

Oczywiście Jon nie usłuchał prośby Daenerys, by nie dzielił się z nikim informacją o tym, że jest Targaryenem. Uznał, że jego siostry Arya i Sansa powinny znać prawdę i o ile ta pierwsza zdecydowała się dochować jego sekretu, o tyle ta druga podzieliła się nowiną z Tyrionem, ten z kolei z Varysem… I jak to Varys stwierdził, skoro aż 8 osób zna prawdę, nie jest to już sekret, a informacja. Widać także jak wieść o Jonie działa na ludzi. Varys po dowiedzeniu się dziedzictwie Snowa, zaczął mieć wątpliwości, czy to oby na pewno Daenerys powinna zostać królową Siedmiu Królestw, czy Jon nie byłby lepszym władcą…

Jestem wręcz przekonana, że Sansa celowo ujawniła prawdę Tyrionowi. Nie jest ona zwolenniczką Daenerys i nie chce, aby Północ ponownie była komuś podległa, a tego Matka Smoków wymaga. Tak naprawdę wieści o tym, że Jon to Aegon Targaryen, spadły Sansie jak gwiazdka z nieba. Ujawniając prawdę, być może to jednak Jon zostanie królem, a Północ będzie silna jak nigdy.

Widać w tym kontekście również ogromną siłę kobiet. Obecnie to Daenerys i Cersei są najważniejszymi, najsilniejszymi osobami w królestwie. Do tego niezłomna Sansa, która jak sama w rozmowie z Ogarem mówi, nie jest już ptaszyną i potrafi zawalczyć o siebie, swój dom. Co więcej pomału popycha Jona do należnego mu według prawa miejsca w Królewskiej Przystani. Ciekawe jak to się wszystko dalej rozegra.

Zauważalna jest również zmiana przedstawiania Daenerys. Wcześniej była pokazywana jako dobra królowa – surowa, ale sprawiedliwa, słuchająca swoich doradców, dążąca do stworzenia lepszego świata bez tyranów. Teraz w działaniach Daenerys, mimo, że zawsze skupione były na odzyskaniu Żelaznego Tronu, widać swego rodzaju desperację i może odrobinę szaleństwa. Okazuje się bowiem, że nie została tak ciepło przywitana przez mieszkańców Siedmiu Królestw, do tego okazuje się, że jej kochanek ma większe prawa do tronu niż ona. Po bitwie o Winterfell jej armia została znacznie uszczuplona. Nie chce jednak czekać aż jej wojownicy odzyskają siły i rozkazuje natychmiastowy wymarz na Królewską Przystań… Co jej to przyniesie?

W starciu z Cersei

Okazuje się, że jednak Daenerys nie jest tak silna jak się wydawało, a pokonanie Cersei będzie o wiele trudniejsze. Zwłaszcza, że Cersei gromadzi ludność w twierdzy, więc szturm zaowocowałby ogromem niewinnych ofiar. Do tego ma Złotą Kompanię i flotę Eurona Greyjoya, której nikt nie zauważył dopóki nie zaczęła ataku. Tym sposobem statki Daenerys zatonęły, a ona sama straciła Rhaegala (swoją drogą Greyjoy ma świetną celność jak na celowanie w lecącego smoka ;) ) i o mały włos nie straciłaby także Drogona lecąc w furii w kierunku włóczni i strzał… Zdziwiło mnie także, że śmierć Rhaegala, czyli już drugiego z trzech smoków, została przedstawiona tak krótko i z małą ilością emocji. Przecież to smoki były jedną z przewag Daenerys! A może Rhaegal nie zginął i jeszcze wynurzy się za morskich otchłani i wesprze swoją matkę? ;)

Cersei okazała się bezlitosnym przeciwnikiem, nieskłonnym do jakichkolwiek pertraktacji i ustępstw i nie tego właściwie się po niej spodziewaliśmy. Gdyby gadka Tyriona o jej miłości do dzieci zadziałała, twórcy mogliby zakończyć serial właśnie w tym momencie. Wydaje mi się też, że Missandei nie dałoby się uratować. Oczywiście szkoda mi jej, ale byłabym bardzo, bardzo zaskoczona, gdyby jednak Cersei ją uwolniła.

Złamane serca

„The Last of The Starks” to także odcinek złamanych serc. Gendry po tym, jak zostaje lordem Końca Burzy, prosi Aryę o rękę, ta jednak odrzuca jego oświadczyny i opuszcza Winterfell. Brienne traci dziewictwo z Jamiem, a ten łamie jej serce wyjeżdżając do Królewskiej Przystani do Cersei. Tormund ostatecznie powraca za Mur, odtrącony przez Brienne. Duch – wilkor Jona Snowa z kolei zostaje odprawiony przez swego pana. Ma zostać zabrany przez Tormunda.

No i docieramy do samego końca odcinka – serce Szarego Robaka zostaje złamane po tym jak na jego oczach na rozkaz Cersei zabita zostaje jego ukochana Missandei…

Powiem szczerze, że część tych miłosnych dram jakoś nie do końca mi pasuje do „Gry o tron”. Tak samo, jak nie do końca przypadł mi do gustu romans Daenerys i Jona, tak samo uważam, że relacja Brienne i Jamiego miała dużo uroku w sferze przyjacielskiej, a w miłosnej coś tu zgrzyta. Czy naprawdę trzeba było ich parować?

 

Zgrzyty

Zastanawiam się, co na celu ma powrót Jaimiego do Królewskiej Przystani. Chce wesprzeć swoją siostrę, czy ją zabić? Wiadomo, że Cersei jest w ciąży, czy więc mógłby pozbawić ją i dziecko życia? Zaszła w nim tak duża zmiana, a teraz ma nastąpić regres? I żal mi w tym wszystkim Brienne. Skoro już został jej dany ten romans… Została brutalnie wybudzona ze swojego miłosnego snu.

Kolejna sprawa dotyczy Bronna. Jak to się stało, że uzbrojony w kuszę człowiek, bez problemu dostał się do Winterfell, a potem do komnaty, w której dziwnym trafem siedzą sobie spokojnie Tyrion i Jamie? I Tyrion obiecujący Bronnowi Wysogród :o Serio?

Kolejny raz niestety mieszane uczucia po tym, co obejrzałam. Dwa pierwsze odcinki podobały mi się. Nie było w nich może za wiele akcji, ale zwiastowały coś ciekawego. Chyba wszyscy oczekiwaliśmy czegoś więcej. Ekipa HBO miała naprawdę dużo czasu, możliwości i funduszy, by zrobić ten finałowy sezon naprawdę dobrze. Okazuje się jednak, że jak zabrakło książek, zabrakło też jakości w prezentowanej w odcinkach fabule. Niby George R. R. Martin brał czynny udział w tworzeniu serialu, ale czy na pewno? Jak to się stało, że do widza trafia coś takiego? Wielka szkoda, że Martin nie skończył pisać książek, a twórcy serialu najwidoczniej nie udźwignęli ciężaru tej historii. W efekcie w internecie pojawia się wiele krytycznych opinii, a memy wyśmiewające zdarzenia z wyemitowanych odcinków pojawiają się jak grzyby po deszczu.

 

 

A Wam jak się podobał ten odcinek i ogółem wszystko, co do tej pory dostaliśmy do obejrzenia od ekipy HBO? Kto według Was zasiądzie ostatecznie na tronie?

Zapraszam do przeczytania wpisów o pozostałych odcinkach:
Gra o tron – 1. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 2. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 3. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 5. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 6. odcinek 8. sezonu

 

 

 

 

Leave a Reply