Nadszedł koniec „Gry o tron”. Ostatni odcinek ośmiosezonowego serialu zawitał na naszych ekranach. Serial, który śledziliśmy przez 10 lat, serial, który całkowicie zmienił oblicze produkcji telewizyjnych, serial, który pokochały miliony ludzi na świecie za nieprzewidywalność, świetną historię, rozmach… Czy finał tej opowieści spełnił oczekiwania widzów, najwierniejszych fanów?
Uwaga – wpis zawiera spoilery!
Powiem szczerze, że jak przy prawie każdym z odcinków ósmego sezonu mam bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony twórcom udało się mnie zaskoczyć w kilku miejscach, zaciekawić, ale z drugiej cały czas brakowało mi tego sznytu znanego z „Gry o tron”, a niektórych postaci po tym, jakie podejmowały decyzje wręcz nie poznawałam. No ale do rzeczy…
Krajobraz po bitwie po raz drugi
W piątym odcinku byliśmy świadkami ataku wojsk Daenerys na Królewską Przystań i niemalże całkowitego spalenia miasta wraz z ludźmi, którzy się w nim schronili. Smocza Królowa, mimo poddania się wroga, nie odwołała swoich wojsk i na Drogonie zniszczyła wszystko, co pojawiło się na jej drodze. Finałowy odcinek zaczyna się od „spaceru” Tyriona po zgliszczach stolicy. Widać na jego twarzy przerażenie tym, co się stało, smutek, rozczarowanie… Zdecydowanie Daenerys, w którą uwierzył i postanowił wspierać to nie ta sama Daenerys, która bez litości spaliła całe miasto wraz z przebywającymi w nim ludźmi. Tyrion udaje się samotnie do podziemi Twierdzy, by odnaleźć ciała swojego rodzeństwa i mimo trudnych relacji, jakie ich łączyły, opłakać ich. Właściwie to zaskoczyło mnie to, jak łatwo udało mu się dotrzeć do zasypanej piwnicy i znaleźć Jamiego i Cersei. Wydawałoby się, że po zawaleniu się budynku potrzeba trochę czasu i ludzi, aby odkopać to, co zostało zasypane. Twórcy minęli się tu po raz kolejny z logiką, ale zapewne zależało im na symbolice sytuacji.
Szary Robak z kolei skazuje i dokonuje egzekucji na pojmanych żołnierzach Cersei. Sprzeciwy Jona i Sir Davosa na nic się zdają. Próbują tłumaczyć, że to więźniowie i nie da się ich już bardziej pokonać. Szary Robak owładnięty jest jednak żądzą zemsty za śmierć Missandei i całkowicie, wręcz ślepo oddany Daenerys i wszystkim jeńcom podrzyna gardła.
Nowy dyktator?
Przez większość serialu Daenerys kreowana była na wyzwolicielkę. Potrafiła być okrutna, ale finalnie większe dobro zwyciężało i wszyscy zgadzaliśmy się na jej krwawe metody, np. pozwolenie na wylanie gorącego złota na głowę brata, zabicie panów niewolników, spalenie Dothraków, zabicie w Siedmiu Królestwach każdego, kto odmawia uklęknięcia przed nią. W ósmym sezonie, tak naprawdę po bitwie o Winterfell zaczęto pokazywać szaleństwo Matki Smoków. Nie bez przyczyny widzowie nie kupili tej nowej wersji Dany. W końcu trzy odcinki to naprawdę niewiele na tak dużą zmianę postaci kreowanej w inny sposób przez poprzednich siedem sezonów.
W szóstym odcinku Daenerys dumnie kroczy po zgliszczach Królewskiej Przystani i przemawia do swoich wojsk. Wszystko wygląda złowrogo – wiwatujący, dzicy Dothrakowie, gruz na schodach, unoszący się popiół, w tle dym i ogień, przerażająca, ciemna, przytłaczająca atmosfera. Przemowa Smoczej Królowej skojarzyła mi się z przemowami największych dyktatorów.
Daenerys zapowiedziała, że to nie koniec wojny i że nie spocznie aż wszyscy ludzie na świecie zostaną wyzwoleni spod tyranii władców – od Winterfell do Dorne, do Lannisportu po Quarth, od Wysp Letnich po Morze Nefrytowe. Na twarzacg przysłuchującym się jej przemowie Jonowi, Tyrionowi i Aryi wymalował się niepokój, wątpliwość i przerażenie. Wydawało im się, że celem Daenerys było owszem wyzwolenie ludzi i strzaskanie przysłowiowego koła, którym byli przygnieceni, jej doradcy nie spodziewali się jednak, że okraszone to będzie poświęceniem żyć tak wielu niewinnych ludzi. Okazało się, że ambicje Daenerys sięgają o wiele dalej niż Siedem Królestw. Tyrion zdecydowanie nie zgadza się z działaniami Królowej i jej planami dalszych podbojów. Odrzuca broszę namiestnika, publicznie krytykując jej działania i pokazując swój brak zgody na nie. Oczywiście zostaje za to pojmany.
Z jednej strony staram się trochę zrozumieć postawę Matki Smoków i jej przemianę. Władza jest niebezpieczna, uzależnia i zmienia ludzi, a Daeneys od lat była przekonana, że to ona zasiądzie na Żelaznym Tronie. Kolejne wyzwalane miasta utwierdzały ją tylko w tym przekonaniu, że władza jest jej przeznaczona, a ona wypełnia swoje przeznaczenie, pozbywając się kolejnych tyranów.
Jednak w Siedmiu Królestwach nie została przyjęta tak ciepło. Przybyła do obcego królestwa, przyłączyła się do wojny z Nocnym Królem, mimo, że jej celem było zdobycie Królewskiej Przystani. Po bitwie o Winterfell okazuje się, że mieszkańcy Westeros traktują ją jak obcą i nie odbierają jej jako wyzwolicielkę. Zdecydowanie widać ich miłość do Jona Snowa. Kiedy jeszcze się okazuje, że Jon to tak naprawdę Aegon Targaryen, czuje się zdradzona, rozgoryczona, zła. Traci w wojnie swoich przyjaciół – Missandei i Joraha, a jej ukochany Jon oddala się od niej i mimo jej desperackich próśb, wyjawia tajemnicę swojego prawdziwego pochodzenia siostrom. Czy jednak to usprawiedliwia spalenie całego miasta wraz z jego mieszkańcami? Zdecydowanie nie. Mimo to, trudno jest mi uwierzyć w tę przemianę Daenerys. Niektórzy twierdzą, że już wcześniej było widać zalążki szaleństwa Matki Smoków, według mnie nie były one wystarczająco zaakcentowane i w moim odczuciu ta postać została trochę zmarnowana. Ktoś mógłby powiedzieć, że to w końcu „Gra o tron” i nic tutaj nie jest oczywiste i przewidywalne. Ok, ale siłą „Gry o tron” było również to, że była spójna logicznie i tak naprawdę wszystkie działania bohaterów tej opowieści były wynikiem czegoś i miały swoje konsekwencje. Tu mam wrażenie, że zostało to zrobione po łebkach. Nie jestem przeciwna takiemu obrotowi spraw, jednak oczekiwałam od twórców lepszego uzasadnienia pewnych decyzji i działań bohaterów.
Tak myślałam, że finalnie dojdzie do tego, że Daenerys nigdy nie zasiądzie na Żelaznym Tronie i prawdę mówiąc nie mógł jej zabić nikt inny jak Jon. Jest mi jednak trochę zarówno jego jak i Daenerys żal i trudno mi nawet stwierdzić, kto według mnie dostał trudniejsze zakończenie swojej historii.
Daenerys została zdradzona przez wielu bliskich ludzi i zabita podczas pocałunku przez ukochanego mężczyznę. Moment jej śmierci wzruszył mnie. Kiedy parę chwil wcześniej opowiadała o tym, jak wyobrażała sobie Żelazny Tron, widziałam w niej tę „starą” Dany, którą wszyscy pokochaliśmy. Jon próbował ją później przekonać, by pokazała łaskę, zrozumienie. Ona jednak była nieustępliwa, a jej cele i wizja świata była nie do zaakceptowania przez Jona. Podjął decyzję, uznając, że tylko odebranie jej życia zatrzyma dalszą wojnę. Czy rzeczywiście? Tak naprawdę Daenerys nie miała nawet okazji zacząć rządzić Siedmioma Królestwami. Być może udałoby jej się zdobyć zaufanie mieszkańców Westeros, a wraz z Jonem mogłaby rządzić surowo, ale sprawiedliwie i miłosiernie? Tego się już jednak nie dowiemy. Mimo wszystko w głębi serca nie do końca wierzę w tę nagłą, zaserwowaną nam w ósmym sezonie przemianę Matki Smoków.
Po śmierci Daenerys przybywa Drogon. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobi – czy pożre Jona, czy go przyjmie, czy mu odpuści. Smok zapłakał nad martwym ciałem swojej matki i pali Żelazny Tron. Prawdopodobnie w jego mniemaniu żądza zdobycia tronu przez Daenerys doprowadziła do tej sytuacji – jego smoczy bracia zginęli, jego ukochana matka zginęła…
Największy przegrany?
Trochę mnie wkurzała ta ciapowatość Jona przez wszystkie sezony, ale trzeba mu przyznać, że do końca wierny był swoich przekonaniom i ideałom. Mimo wszystko szanował życie drugiego człowieka i starał się postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Do tego tak naprawdę takiego, a nie innego zakończenia jego wątku doprowadziły go jego uległość i brak działań, ale też działania innych osób – Sansy, która wyjawiła jego sekret Tyrionowi, Tyriona, który przekonywał go do tego, że Daenerys ma inne cele i który popchnął go do zabicia Królowej, Varysa, który próbował przekonać do tego, aby został królem…
No i mam wrażenie, że ten wątek Jona = Aegona jakoś tak się rozlazł. Zastanawia mnie, co dały rozsyłane przez Varysa liściki z informacją, że Jon jest prawowitym następcą tronu. Wychodzi na to, że nic, bo i tak królem został Bran, a na kandydaturę Jona nikt nawet nie zwrócił uwagi. Tak, wiem, Jon zabił Daenerys i został za to uwięziony, ale w sumie to ostatni z Targaryenów, który prawo do tronu miał. Wydaje mi się, że słusznie byłoby chociaż o tym wspomnieć przy wyborze nowego władcy, a wygląda to tak, jakby Jon nagle przestał być tym, kim jest.
Finalnie okazało się, że Jon za zabicie Daenerys skazany zostaje na służbę w Nocnej Straży. Jak to określił Tyrion – nikt nie jest do końca zadowolony, więc chyba udało się wypracować całkiem niezły kompromis. Jon dołącza do Tormunda przy murze, głaszcze wilkora Ducha (a jednak dało się!) i ze swoją smutną miną wyrusza w drogę.
Król Siedmiu (Sześciu) Królestw
Po śmierci Daenerys następuje tak jakby druga część odcinka. Zmienia się atmosfera, jest jaśniej, słoneczniej. Jon został uwięziony, a lordowie pozostałych rodów zbierają się, by osądzić Tyriona. Decyduję, że potrzebny jest król. Na chętnego do władania krajem zgłasza się Edmure Tully i zostaje od razu zgaszony przez Sansę. Sam Tarly proponuje, aby wprowadzić demokrację, ale zostaje wyśmiany. Finalnie okazuje się, że Tyrion o wszystkim decyduje ;) Proponuje kandydaturę Brana Starka, jako osoby, która ma najlepszą historię i najlepiej sprawdzi się w tej roli, także z powodu tego, że nie może mieć dzieci, więc kolejni władcy wybierani będą przez lordów. Wszyscy na to przystają, a sam Bran nie jest w ogóle zaskoczony
Właściwie, to skoro Tyrion został uwolniony, dlaczego nie można było zrobić tego samego z Jonem? Tak, wiem, Szary Robak domagał się sprawiedliwości, ale on i jego wojska odpłynęli na wyspę, z której pochodziła Missandei. Czy by wrócili, gdyby dowiedzieli się, że Jon nie został finalnie zesłany na Mur? Chociaż tak naprawdę chyba takie rozwiązanie pasowało również Jonowi. Mógł dalej wieść swoje dawne życie ze smutną miną.
Szczęśliwe zakończenia?
Ogółem prawie każdy (poza Daenerys i Jonem, czyli głównymi pretendentami do tronu) otrzymali swoje szczęśliwe zakończenie. Bran został królem, Tyrion jego namiestnikiem. Sansa uzyskała niezależność Północy i została jej królową. Arya wyruszyła w podróż na zachód, by odkrywać nowe lądy. Bronn został władcą Wysogradu. Samwell Tarly został Wielkim Maestrem i wraz ze swoją ukochaną Goździk spodziewają się dziecka. Wilkor Duch ponownie zjednoczył się ze swoim panem Jonem Snowem… Wydawałoby w sumie historia nie skończyła się dla większości źle, jednak cały czas pozostaje taki słodko-gorzki posmak. Jest chyba tak jak powiedział Tyrion – „Nikt nie jest do końca zadowolony”.
Podsumowanie. Ósmy sezon – jaki był?
20 maja internet rozpalił się do czerwoności. Fala krytyki, która narastała po każdym z odcinków, finalnie nabrała ogromnego rozmiaru i po prostu się wylała. Czy to było złe zakończenie? I tak i nie. Z jednej strony wszyscy piszą, że oczekiwali czegoś innego. Ale tak naprawdę czego? Wydaje mi się, że oczekiwania były tak duże, a liczba teorii co do zakończenia tak liczba, że każdemu trudno by było im sprostać. Ja też nie jestem do końca usatysfakcjonowana tym, co nam zaserowowano, ale nie jestem tak surowa w ocenie. Jednak przez te osiem sezonów bawiłam się świetnie w Westeros. Owszem, sezon ósmy był inny, odstawał, ale nie chcę przekreślać z tego powodu wszystkiego. Brakowało mi logiki w wielu miejsca i czasem wręcz przecierałam oczy ze zdziwienia, widząc, co się dzieje na ekranie. Wiem, że nie może tak być, że bohaterowie będą robić dokładnie to, czego życzy sobie widz, ale jednak oczekuję logiki w ich działaniach, spójności i konsekwencji. Poza tym miałam takie poczucie, że każdy z odcinków ósmego sezonu tak jakby zamykał jakiś temat, brakowało mi ciągłości, snucia opowieści przez cały sezon. Tak jakby twórcy mieli listę tego, co ma się pojawić i tylko wykreślali kolejne punkty – zrobione, odhaczone, idziemy dalej. Nie mogę także nie wspomnieć o wpadkach – kubek Starbucksa na stole Daenerys i woda w butelkach podczas rady w ostatnim odcinku. Przy serialu, który ogląda tak wiele ludzi, i który ma tak wysoko postawioną poprzeczkę, nie powinny mieć miejsca tego typu niedopatrzenia. To wszystko zaskutkowało też ogromem naprawdę przezabawnych memów. Mnie chyba najbardziej rozbawiły te właśnie z finałowego odcinka ;)
Z drugiej jednak strony oglądałam ostatni odcinek z przysłowiową łezką w oku. Świadomość, że to już koniec była dosyć gorzko-smutna. Jednak „Gra o tron” to serial, który naprawdę wciągnął miliony i zmienił dotychczasowe oblicze produkcji telewizyjnych. Został pięknie zrealizowany, dopracowany wizualnie (no może poza ciemną bitwą o Winterfell). Mimo wszystko uważam, że to wiadro hejtu, które wylało się na twórców, było trochę przesadzone. Tak jak pisałam powyżej, było trochę faili, ale nie mam poczucia, że cały sezon jest stracony. Także po obejrzeniu „Ostatniej warty” moja opinia trochę złagodniała i nawet zrobiło mi się przykro z powodu tych wszystkich ludzi, którzy włożyli swoje serce w stworzenie tego sezonu, a spotkała ich tak przeogromna, bezlitosna krytyka.
Pozostaje nam czekać na to, co przygotuje nam George R. R. Martin. Tylko czy fani będą usatysfakcjonowani? Zwłaszcza teraz, kiedy prawie wszyscy jednym głosem uznali ósmy sezon za fatalny i mają ogromne wymagania i oczekiwania wobec autora. Oczekują, że naprawi on to, co zepsuło HBO i podaruje im nowe, godne zakończenie tej historii. Ponoć George R. R. Martin zdradził twórcom, jak ma się zakończyć saga. Jeśli rzeczywiście tak było, to no cóż… Nie ma chyba, co oczekiwać wielkich zmian w fabule. Myślę, że Martina czeka teraz twardy orzech do zgryzienia. Oczekiwania czytelników są przeogromne – czy będzie w stanie im sprostać?
A Wy co uważacie o takim zakończeniu „Gry o tron”?
Zapraszam do przeczytania wpisów o pozostałych odcinkach:
Gra o tron – 1. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 2. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 3. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 4. odcinek 8. sezonu
Gra o tron – 5. odcinek 8. sezonu
Jestem mamą Krzysia i Zuzi oraz żoną Darka. Uwielbiam książki fantasy, postapo, seriale Netflixa i Outlandera. W wolnych chwilach lubię pograć na konsoli lub w jakąś planszówkę (Agricola <3). Praktykuję jogę.