„Miasteczko Twin Peaks” to niewątpliwie kultowy serial, który zmienił oblicze telewizji. Pierwszy odcinek został wyemitowany w 1990 roku, czyli 30 lat temu! Mimo swojego wieku, nadal potrafi wciągnąć widza, a w kwestii klimatu i fabuły wiele współczesnych seriali nawet nie dorasta mu do pięt. Ale o co w ogóle chodzi w „Miasteczku Twin Peaks”?
Powiem szczerze, że do oglądania Twin Peaks podchodziłam z drobnym dystansem. Próbowałam kiedyś zmierzyć się z twórczością Davida Lyncha i po prostu poległam. Poziom abstrakcji był dla mnie nie do przebrnięcia. Postanowiłam jednak przybrać się do „Miasteczka Twin Peaks”. W końcu serial, który pokochało tak wielu widzów i który ma tak fantastyczną ścieżką dźwiękową, zasługuje na szansę. Jakże się cieszę, że w końcu się zdecydowałam!
Twin Peaks to przepiękne, niewielkie miasteczko. Otoczone lasem, z pięknym wodospadem i jeziorem. Życie tam płynie powoli. Mieszkańcy dobrze się znają, spędzają razem czas, romansują. Wielu z nich pracuje w pobliskim tartaku. Z pozoru w Twin Peaks panuje cudowna sielanka. Zostaje ona jednak przerwana pewnego poranka, kiedy to woda wyrzuca na brzeg jeziora zawinięte w folię ciało. Okazuje się, że nieżyjącą dziewczyną jest znana wszystkim nastolatka – Laura Palmer. Twórcy serialu poświęcili sporo miejsca na pokazanie momentu, kiedy rodzice Laury dowiadują się o jej śmierci. Rozpacz Sarah i Lelanda jest rozrywająca, wręcz namacalna. Bardzo poruszyła mnie ta scena.
Ponieważ Laura została zamordowana, do Twin Peaks przybywa agent FBI – Dale Cooper, który jest nieco ekscentryczny, ale niesamowicie skuteczny. Po dotarciu do Twin Peaks zachwyca się miasteczkiem i wszechobecnymi drzewami. Planuje nawet zakupić działkę w okolicy. Wszystkie swoje refleksje i spostrzeżenia nagrywa na dyktafon, z którym się nie rozstaje. W nagraniach zwraca się do Diane. Można uznać, że przedstawiony został jak typowy agent specjalny FBI – nosi długi płaszcz, a pod nim koszulę i czarne spodnie, zajada się donutami, jest dosyć specyficzny. Ma niezwykle przychylne podejście do mieszkańców Twin Peaks. W odróżnieniu od niektórych innych przedstawicieli FBI traktuje ich z ogromnym szacunkiem i sympatią. Metody Coopera na rozwiązanie śledztwa wydają się czasem dziwaczne – na przykład rzucanie kamieniem w butelkę, aby dowiedzieć się, kto jest zamieszany w morderstwo albo poleganie na wizjach sennych, jednak finalnie nasz agent dociera do sedna sprawy i po kolei rozwiązuje zagadki. Zdecydowanie agent specjalny Dale Cooper to postać świetnie skonstruowana, z wyrazistymi cechami osobowości. No i nie ma co ukrywać – trudno go nie polubić.
Im dłużej Cooper wraz z szeryfem Harrym Trumanem bada sprawę, tym więcej wychodzi kolejnych powiązań i wątków, które w jakiś sposób łączą się ze sobą. Okazuje się oczywiście, że całe Twin Peaks nie jest takie sielankowe jakby się wydawało. Pomału wychodzą różne brudy mieszkańców i szemrane interesy. Morderstwo Laury staje się częścią o wiele grubszej sprawy, niżby się na początku wydawało. Jak to u Lyncha bywa, nie ma się jednak co przywiązywać do myśli, że rozwiązało się zagadkę. Nic nie jest oczywiste, a sprawy mogą przybrać naprawdę odmienny obrót.
Początek serialu to typowy kryminał. Agent FBI wspierany przez miejscową policję bada sprawę morderstwa. Wraz z rozwojem fabuły pojawiają się pewne elementy mistyczne. Czuć tutaj rasowego Lyncha, który bawi się z widzem. Balansuje na granicy rzeczywistości i snu, przewidzeń. To ciekawy zabieg. Początkowo było to dla mnie męczące, bo wgryzłam się mocno w klimat rasowego kryminału i jakoś z tematami paranormalnymi (a nawet UFO (sic!)) było mi nie po drodze. Z czasem jednak te wszystkie niewiarygodne elementy zaczęły coraz lepiej pasować do stworzonego klimatu. Było to dziwaczne, ale naprawdę wciągające.
Wracając jeszcze do tematu klimatu w „Miasteczku Twin Peaks”, to powiedziałabym, że cały serial wręcz nim ociekał. Na pozór senna miejscowość, którą zamieszkują niezwykle ciekawe, charakterystyczne postaci. Część z nich jest naprawdę ekscentryczna, jak np. kobieta z pieńkiem, jednooka Nadine – żona Dużego Eda, czy też tajemniczy przyjaciel Laury, który hoduje storczyki i nigdy nie wychodzi z domu. Taka mieszanka osobowości stworzyła naprawdę bardzo ciekawy efekt. To wszystko podbite zostało dodatkowo rewelacyjnym soundtrackiem, który znałam i słuchałam długo przed obejrzeniem serialu.
„Miasteczko Twin Peaks” to serial, który uważam, że powinien obejrzeć każdy i to nie tylko dlatego, że jest to klasyka. To serial, który niesamowicie wciąga. Zagadka kryminalna została ciekawie skonstruowana. Autorzy rzucają nam nowe wątki i poszlaki, pomału prowadzą do rozwiązania zagadki śmierci Laury. To wszystko przeplata się z dziwnością i absurdem i, o dziwo, tworzy naprawdę spójną całość. „Miasteczko Twin Peaks” ma w sobie coś naprawdę magnetycznego. Jak już zaczniesz oglądać, wsiąkasz. W mojej pamięci ten serial pozostanie na długo i będę go polecać każdemu.
Ps. Dwa sezony „Miasteczka Twin Peaks” to nie wszystko, co twórcy oferują złaknionym tej historii i klimatu widzom. Nakręcony został także film „Ogniu, krocz ze mną”, który opowiada o badanej przez FBI sprawie Teresy Banks oraz przedstawia ostatnie dni życia Laury Palmer. Nie warto jednak oglądać tego filmu przed obejrzeniem serialu, gdyż zawiera on informacje, które zaspoilerowałyby historię śledztwa w Twin Peaks. W 2017 roku ukazał się także nowy serial pt. „Twin Peaks”. Znane nam postaci powracają na ekran po 25 latach od śmierci Laury. Nie miałam jeszcze okazji obejrzeć ani filmu, ani „trzeciego” sezonu, mam to jednak w planach.
Jestem mamą Krzysia i Zuzi oraz żoną Darka. Uwielbiam książki fantasy, postapo, seriale Netflixa i Outlandera. W wolnych chwilach lubię pograć na konsoli lub w jakąś planszówkę (Agricola <3). Praktykuję jogę.