Uwielbiam technologie. Fascynuje mnie wirtualna rzeczywistość, a w gry, na początku komputerowe, a obecnie na konsoli, gram od wielu, wielu lat. Mimo, że od czasu, kiedy zostałam mamą, mam mniej czasu, staram się znaleźć chwilę, aby pograć. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok książki „Warcross” autorstwa Marie Lu. Tytuł ten wydany został przez dosyć świeże na rynku wydawnictwo Młodzieżówka.
Tytułowy „Warcross” to gra, w którą gra się w wirtualnej rzeczywistości. Jej fenomen opanował cały świat, dosłownie wszyscy w nią grają, a Międzynarodowe Mistrzostwa to ogromne medialne wydarzenie, którym żyje cały glob. W chwili, gdy Japończyk Hideo Tanaka jeszcze jako nastolatek wymyślił „Warcrossa” i stworzył służące do gry specjalne okulary, świat diametralnie się zmienił. Odtąd wszyscy korzystali z „Neurołącza”, czyli technologii, która łączy umysł ludzki z komputerem. Wystarczy założyć wspomniane wyżej okulary, a za pomocą zaawansowanego interfejsu możesz przenieść się do wirtualnego świata. I tak możesz znaleźć się w dowolnym mieście, wylegiwać się na słonecznej plaży, albo podróżować po jakimś fantastycznym świecie. Do tego masz możliwość przechowywania swoich danych i wspomnień (!). Tak, wspomnień – zgrywasz z pamięci wspomnienie, które chcesz zachować i je zapisujesz w swoim profilu. Możesz do niego wracać, kiedy chcesz i odtwarzać, ile razy chcesz. Niesamowite, prawda? Ale to nie wszystko – w większości restauracji i barów nie ma już ludzkiej obsługi. Zostały zastąpione przez elektroniczne kelnerki. W bogatych domach nie ma już ludzi-lokajów. Są specjalne roboty, które służą i, co więcej, uczą się upodobań i ulubionych smaków swoich właścicieli, by bezbłędnie serwować im dania i napoje, które lubią najbardziej. Ba, istnieje nawet możliwość połączenia się z drugim człowiekiem w taki sposób, aby odczuwać jego emocje – strach, radość, pożądanie. Technologia ma również swoje zagrożenia. Jeśli nie zabezpieczysz wystarczająco swojego profilu, może on zostać zhakowany…
W tym niesamowitym świecie poznajemy naszą główną bohaterkę – Emikę Chen, dziewczynę o tęczowych włosach, która jest wybitną hakerką. Niestety ma duże problemu finansowe, a na drzwiach wynajmowanego przez nią mieszkania zawisł właśnie nakaz eksmisji. Emika po śmierci ojca, odziedziczyła jego długi, których narobił w kasynach. Dziewczyna próbuje jakoś zarobić na życie między innymi jako łowczyni nagród. Kiedy nie udaje jej się zdobyć nagrody za schwytanie poszukiwanego przestępcy, decyduje się na ryzykowny krok. Włamuje się do meczu otwarcia Międzynarodowych Rozgrywek Warcrossa, licząc, że uda jej zdobyć pieniądze na opłacenie mieszkania, ale… w wyniku usterki w grze jej awatar pojawia się na meczu, a ona sama trafia na pierwsze strony gazet… Jest przekonana, że za ten „wybryk” zostanie aresztowana, dzieje się jednak zupełnie inaczej. Twórca Warcrossa, Hideo Tanaka, wcale nie ma zamiaru wnosić przeciwko niej oskarżenia. Wbrew przeciwnie – ma dla niej propozycję nie do odrzucenia. W ten sposób Emika dostaje się do jednej z drużyn biorących udział w mistrzostwach i ma za zadanie przeprowadzić dla Hideo śledztwo.
Akcja „Warcrossa” wciąga od pierwszych stron. Nie ma przydługiego wprowadzenia w fabułę, ani przeciągania zdarzeń. Wszystko dzieje się płynnie, a każda kolejna strona zachęca do przewrócenia kartki. Bardzo polubiłam bohaterów książki – bystrą Emikę, zdystansowanego Hideo, niesamowicie zdolnych członków drużyny Warcrossa. Postaci zostały ciekawie wykreowane. Każda z nich ma swoje sekrety i słabości. Autorka doskonale opisała również treningi Emiki do mistrzostw i same mecze, które się w ramach nich rozgrywały. Świetny pomysł na zadania do wykonania w trakcie rozgrywek sprawił, że ich przebieg czyta się z zapartym tchem. Mimo, że moje przypuszczenia, co do tego, kto stoi za intrygą badaną przez Emikę, potwierdziły się, to i tak uważam, że sam koncept na śledztwo był całkiem niezły.
Ogólnie „Warcross” czytało mi się bardzo przyjemnie. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że Marie Lu stworzyła świetną książkę. Świat, w którym dzieje się akcja jest fascynujący, ale też bardzo niebezpieczny. Technologia niesie sobą wiele udogodnień i rozrywki, jednakże wykorzystywana nieświadomie jest groźna. Do tego łatwo uzależnić się od wirtualnego świata. Przenosząc się za pomocą gier do innego, piękniejszego, „lepszego” świata, niektórzy zbyt głęboko się w nim zanurzają, tracąc kontakt z rzeczywistością. Bardzo podobało mi się zdanie wypowiedziane przez Hideo, który pokazywał Emice swój dom:
– W całym domu nie masz żadnych elementów rzeczywistości rozszerzonej – stwierdziłam, siadając na fotelu.
– Wolę, żeby mój dom był prawdziwy. Zbyt łatwo zatracić się w iluzji – odparł, wskazując ruchem brody książkę, którą trzymał na kolanach. (tłum. Andrzej Goździkowski)
Wizja wprowadzenia w prawdziwym świecie wszystkich rozwiązań technologicznych, które opisuje książka odrobinę mnie przeraża. Wiem, że technologia cały czas idzie do przodu, badania nad ludzkim mózgiem także, jednak trzeba być świadomym zagrożeń za tym idących i czasem zastanowić się, czy na pewno warto coś takiego tworzyć, korzystać ze wszystkiego, co daje nam technika.
Książka została bardzo ładnie wydana. Okładka w neonowym stylu, odcieniach różu, fioletu i zieleni przyciąga uwagę. Skojarzyła mi się z grą „Infamous. Second Son”, gdzie jedna z bohaterek czerpała moc ze świateł neonów właśnie. W „Warcrossie” niestety nie zabrakło kilku literówek. Na szczęście nie było ich aż tak wiele, aby popsuć przyjemność płynącą z lektury.
Przeczytanie „Warcrossa” zajęło mi kilka wieczorów. Książka ta posiada to, co lubię – wartką akcję, ciekawych bohaterów, świetny pomysł na fabułę i delikatny romans, który nie jest głównym tematem historii. Do tego nie mogę nie wspomnień o wspaniałym świecie stworzonym przez autorkę, pełnym technologii, cyberpunka, ale i niebezpieczeństw. To wszystko tworzy świetny produkt – książkę, której lektura daje rozrywkę, ale też zmusza do chwili refleksji nad tym, gdzie zmierza cały ten postęp technologiczny. Jednym słowem polecam.
Ps. Sama tematyka „Warcrossa” skojarzyła mi się z serialem „Kiss me first”, który rok temu obejrzałam na Netflixie. Główna bohaterka wspomnianego serialu także grała w grę w wirtualnej rzeczywistości, a grupa jej wirtualnych kompanów korzystała ze specjalnych obręczy na szyję za pomocą których odczuwali m.in. ból w grze. Jeśli interesuje Cię taka tematyka, to zdecydowanie mogę polecić ten serial.
"Warcross" - Marie Lu. Wyd. Młodzieżówka
Ocena ogólna
Plusy:
- Świetny pomysł na fabułę
- Rewelacyjny, fascynujący świat zaawansowanych technologii, w którym toczy się akcja
- Ciekawi bohaterowie
Minusy:
- Być może zbyt szybko da się przewidzieć, kto stoi za intrygą, którą bada Emika
Jestem mamą Krzysia i Zuzi oraz żoną Darka. Uwielbiam książki fantasy, postapo, seriale Netflixa i Outlandera. W wolnych chwilach lubię pograć na konsoli lub w jakąś planszówkę (Agricola <3). Praktykuję jogę.